Przez dziesięciolecia legenda przykrywała prawdę niczym piasek z plaży, ale dziś w świetle dokumentów historia staje się niepodważalna. Powody, dla których Niemiec Gustav Winter (1893-1971) zdecydował się zbudować samotny dom w miejscu, które wydaje się końcem drogi donikąd – w Cofete na półwyspie Jandía na Fuerteventurze – stały się źródłem plotek i teorii łączących willę z Trzecią Rzeszą. Mówiono o miejscu, gdzie Hitler planował przejść na emeryturę, gdzie nazistowscy hierarchowie urządzali przyjęcia lub skąd uciekali do Ameryki Łacińskiej przed wyrmiarem sprawiedliwości.
Jak powstały legendy o nazistowskim domu
Te i inne legendy związane z domem w Cofete były podsycane od lat 80., po śmierci Wintera, dzięki rozwojowi prasy bulwarowej, która podnosiła stawkę dezinformacji, pisząc o istnieniu bazy okrętów podwodnych przy domu. Kiedy media społecznościowe wkroczyły do życia ludzi, demokratyzacja informacji poszła w parze z szybkim rozprzestrzenianiem się legend, a historia tego Niemca nie pozostała na uboczu.
Pod koniec pierwszej dekady XXI wieku nie tylko wymyślano nowe historie, aby wzbogacić istniejące opowieści o willi, ale krążyły one z błyskawiczną prędkością po stronach internetowych i portalach społecznościowych.
Syn ujawnia prawdę na podstawie archiwów
W niedawno opublikowanej książce “Casa Winter Cofete: un alemán, un lugar, una casa…” wydanej przez FormandoteMejoras, syn Gustava Wintera – Gustavo – pragnie przedstawić wszystkim, którzy kiedykolwiek zetknęli się z plotkami, wyniki wieloletnich badań. Skonsultowano oficjalne archiwa hiszpańskie, niemieckie, francuskie, brytyjskie i amerykańskie, zwrócono się o dokumentację do Centrum Dokumentacji Simona Wiesenthala, przejrzano archiwa notarialne, parafialne, urzędów miejskich i ksiąg wieczystych.
Gustavo junior zebrał również faktury, umowy, osobisty pamiętnik ojca, pamiętniki innych członków rodziny oraz zeznania naocznych świadków budowy domu, sąsiadów z Cofete i Jandía, a także mieszkańców Fuerteventury, którym również należy się część tej prawdy.
Prawdziwe życie jak z filmu
Prawda jest taka, że choć w Cofete nie było nazistowskich okrętów podwodnych ani planów ucieczki Hitlera, jak powtarzano do znudzenia, życie Gustava Wintera rzeczywiście przypomina film – ale nie z powodów, w które wierzono. Przeżył trzy wojny, uciekł z niewoli brytyjskiej marynarki wojennej podczas I wojny światowej, założył na Gran Canarii Compañía Insular Colonial de Electricidad y Riegos (CICER), sprzedawał luksusowe mercedesy i pomarańcze prosto z sadów, opatentował liczne wynalazki, dwukrotnie się ożenił i mieszkał w 30 regionach na całym świecie.
Miał nieskończoną zdolność do zaczynania od zera, posiadając ten rodzaj życiowej energii i geniuszu – w znaczeniu, jakie nadawali temu słowu Rzymianie – który zasługuje raczej na biografię o przezwyciężaniu trudności niż na wojenną opowieść.
Dzieciństwo w Schwarzwaldzie
Gustav Winter urodził się w 1893 roku w Zastler, małej wiosce w niemieckim Schwarzwaldzie. Od najmłodszych lat wykazywał cechy osobowości, które miały go charakteryzować jako dorosłego – zostało to zapisane w pamiętnikach jego córki Margarity. Już wtedy przejawiał zdolności przywódcze i determinację. Był dobrym uczniem, wyróżniając się w przedmiotach takich jak rysunek, matematyka, fizyka i chemia.
Krótko przed egzaminami maturalnymi, jak zapisała jego córka w pamiętniku, uczniowie dostali zadanie napisania wypracowania na temat: “Moja ojczyzna”. Młody Winter napisał: “Moja ojczyzna jest wszędzie tam, gdzie czuję się dobrze”.
Miłość od pierwszego wejrzenia – półwysep Jandía
Istnieje dokładna data dnia, w którym Niemiec zakochał się w majorskiej półwyspie Jandía – miłość, która towarzyszyła mu od momentu odkrycia aż do chwili, gdy mógł ją kupić dziesięć lat później. W ciągu tej dekady wydarzyło się w jego życiu wiele rzeczy: stracił córkę z pierwszego małżeństwa, zmarli jego rodzice, urodziły się nowe córki, zarejestrował patenty, założył CICER, ale w jego głowie zawsze było wybrzeże, które w 1927 roku ujrzał z żaglówki.
Dlatego w 1937 roku zawarł wstępne porozumienie z Manuelem Gironą w sprawie dzierżawy półwyspu Jandía na okres dziesięciu lat i kupił jedną setną część posiadłości hrabiego Gereny na Lanzarote i Fuerteventurze (w tym majątek Jandía).
Do zakończenia hiszpańskiej wojny domowej pozostały jeszcze dwa lata, do rozpoczęcia II wojny światowej – również dwa, a do położenia pierwszego kamienia węgielnego pod najpopularniejszy dom na Fuerteventurze – dziewięć lat. Życie osobiste Gustava miało się zmienić, poznał swoją przyszłą drugą żonę, ale jego marzenie o tym, by wszystko, co ważne w jego życiu, działo się na Jandía, pozostało nienaruszone.
Dom, w którym Winter nigdy nie mieszkał
Jednym z najbogatszych wątków książki syna Wintera jest ten dotyczący budowy domu w Cofete. Cała dokumentacja – nieubłagana i poparta zeznaniami naocznych świadków – umieszcza początek budowy w 1946 roku, rok po zakończeniu II wojny światowej (1939-1945). To już samo w sobie burzy jak domek z kart wszystko, co łączy ten dom z nazistowskimi spiskami i okrętami podwodnymi.
Analiza korespondencji ujawnia, że 30 września 1946 roku przybył statkiem do Morro Jable z Lanzarote Juan Concepción Villalba, główny wykonawca i mistrz budowlany odpowiedzialny za konstrukcję. Kierownik budowy, don Guillermo, przekazał mu plany i odprowadził do Cofete, a kilka dni później rozpoczęły się prace.
W liście z 26 stycznia 1947 roku kierownik, don Guillermo, napisał: “Mistrz Villalba dał mi słowo, że fundamenty będą ukończone 31 stycznia bieżącego miesiąca. Jedyną rzeczą, którą będzie musiał zostawić na później, będą dachy nad magazynem”.
Mówimy o bardzo wczesnym etapie budowy, z Gustavem Winterem śledzącym postępy z Madrytu, ale z milionem projektów, które mogłyby zostać zrealizowane w jego ukochanym Cofete. Następnego lata powrócił na Fuerteventurę po sześciu latach nieobecności, tym razem ze swoją przyszłą drugą żoną.
“Moja matka opowiadała mi niejednokrotnie o tej wyprawie” – wyjaśnia w książce Gustavo junior. “Po przemierzeniu całej wyspy piekielną drogą do Morro Jable, trzeba było iść pieszo ponad dwie godziny, aby dotrzeć do Cofete (…) i wzburzonego morza, którego nieustanne falowanie uniemożliwiało spokojną kąpiel i pływanie”. Wtedy Isabel Althaus powiedziała mężowi, żeby nie liczył na to, że założy rodzinę i zamieszka w Cofete, i temat został zamknięty. Życie rodziny toczyło się w innym domu na Fuerteventurze, w autentycznej Casa Winter w Morro Jable.
Mit o łodziach podwodnych obalony
Innym z głównych mitów towarzyszących legendzie Casa Winter jest ten łączący ją z zaopatrywaniem okrętów podwodnych podczas II wojny światowej. Kiedy Gustav Winter ogłosił latem 1938 roku, w szczytowym momencie przedwojennego napięcia, że wydzierżawił półwysep Jandía z zamiarem rozwijania projektu rybołówstwa, wzbudził nieufność Brytyjczyków, którzy sądzili, że w rzeczywistości ukrywa niemieckie interesy strategiczne.
Wszystko to były jednak tylko domysły: kontrole i nadzór prowadzone podczas całej wojny dały wyniki negatywne. Badania przeprowadzone przez specjalistów od współczesnej historii Wysp Kanaryjskich również wykluczają istnienie baz okrętów podwodnych na wyspie Fuerteventura. Udokumentowano natomiast sześć operacji zaopatrywania niemieckich okrętów podwodnych w Puerto de la Luz (obecnie Puerto de Las Palmas) – głównym porcie morskim Las Palmas de Gran Canaria na wyspie Gran Canaria – gdzie dostępne było paliwo, ale nie na odludnej Jandía.
Z drugiej strony wiadomo i zostało potwierdzone metodami historiograficznymi, że niemieckie bazy okrętów podwodnych podczas II wojny światowej były strategicznie zlokalizowane bardzo blisko ważnych portów wzdłuż wybrzeża atlantyckiego i Morza Północnego lub w ich głębi, a nie w odległych miejscach.
Kim naprawdę był Gustav Winter?
To być może najciekawsze pytanie, na jakie odpowiada ta historia. Opowieść, która nie potrzebuje okrętów podwodnych, aby fascynować od pierwszej do ostatniej strony, ale która wymagała 441 stron, aby rozwikłać pajęczynę mitów narosłych przez dekady.
Nie był niemieckim generałem, nie był nazistą, nie był szpiegiem, nie wypędził mieszkańców Cofete i nie zagrabił im żywego inwentarza. Był jednak człowiekiem obdarzonym tym rodzajem geniuszu, który odróżnia tych, którzy występują tylko w prywatnych pamiętnikach, od tych, którzy zasługują na fascynujące biografie.