imigranci gwinea rownikowa kanary biurokracja praca

Mają wykształcenie i pracę, ale brakuje papieru. Koszmar biurokracji

Wyścig z czasem, który zawsze wraca do punktu wyjścia

Wyścig z czasem, w którym czas jest przeciwko tobie i ciągłe powroty na start. Tak Marcos i María – imiona fikcyjne – opisują swoje próby wejścia na rynek pracy na Wyspach Kanaryjskich. Mają 30 i 25 lat, a na Archipelagu mieszkają odpowiednio od 8 i 6 lat. Przyjechali z Gwinei Równikowej – byłej kolonii hiszpańskiej – z wizą studencką i jasnym celem: zdobyć wykształcenie, które da im dostęp do zawodowych możliwości, których w ich kraju nie było. On specjalizuje się w elektryce, ona jest chemiczką. Teraz, gdy ukończyli już kształcenie zawodowe, stają przed decydującą przeszkodą: biurokratycznymi procedurami, które toczą się w takim tempie, że oboje określają je jako „nie do wytrzymania” dla ich integracji zawodowej.

„Se nos cae el alma al suelo” – rozpacz w urzędzie

„Opadały nam ręce za każdym razem, gdy szliśmy do Spraw Zagranicznych zapytać o nasze sprawy” – wyjaśnia María. Z tą sytuacją zgadza się Marcos: „To bardzo frustrujące”. Od miesięcy czekają na zezwolenie na pobyt i pracę – zależne od Urzędu do Spraw Cudzoziemców (Extranjería) – które pozwoliłoby im zmienić status z pobytu studenckiego na pracowniczy. Chociaż oboje znaleźli firmy zainteresowane ich zatrudnieniem, to nie wystarczyło, by przyspieszyć biurokratyczny proces. Dopóki się nie zakończy, nie mogą legalnie pracować.

System jest przeciążony. Czekanie nawet 11 miesięcy

Z Urzędu do Spraw Cudzoziemców słyszą, że system jest przeciążony i że rozstrzygnięcie – które nawet może być niekorzystne – może zająć do 11 miesięcy. Tymczasem, ze skończonymi studiami i w oczekiwaniu na uregulowanie dokumentów, te miesiące, jak mówią, „to czas, by radzić sobie jakoś samemu”. Z Delegacji Rządu na Wyspach Kanaryjskich – która odpowiada za zarządzanie obszarem spraw cudzoziemców na Archipelagu – potwierdzają, że jest „dużo pracy”. Dodają jednak, że stale pracuje się nad szczegółowym załatwianiem spraw.

Pusta przestrzeń informacyjna i sprzeczne wymagania

Panorama jest daleka od zachęcającej. Młodzi ludzie zarzucają, że ambasada Hiszpanii w Gwinei Równikowej nie oferuje rozwiązań, a instytucje publiczne ledwie udzielają informacji. „Nikt nas nie doradza i już nie wiemy, gdzie się zwrócić” – lamentują. Najtrudniejsze, podkreśla Marcos, „to widzieć, że możliwości istnieją, ale nie można do nich dotrzeć. Masz je przed sobą, niemal na wyciągnięcie ręki, ale się wymykają. Po odbyciu praktyk w firmie chcieli mnie zatrudnić, dali mi nawet uniform i narzędzia do pracy, ale biurokratyczne przeszkody mi to uniemożliwiły”.

Sytuacja pogarsza się, jeśli weźmie się pod uwagę, że mimo lat spędzonych w Hiszpanii, żadne z nich nie uzyskało obywatelstwa. Osoby pochodzące z Gwinei Równikowej, zgodnie z hiszpańskim prawem, mogą ubiegać się o obywatelstwo po dwóch latach legalnego i ciągłego pobytu. Jednak „wymagają od ciebie spełnienia warunków i pracy, ale nie dają ci tego, co niezbędne, by to robić. To sprzeczne” – dodają.

Życie w zawieszeniu: od oferty pracy po brak pożegnania

Proces migracyjny obojga naznaczony jest oczekiwaniem: na procedury, oferty pracy i poprawę, która przychodzi kropla po kropli, a jej nagroda, jak mówią, „wydaje się nigdy nie nadchodzić”. Mimo to doświadczenie nauczyło ich „walczyć”. Podczas pobytu na Wyspach łączyli studia z pracą w hotelarstwie, a María także w gastronomii. Wszystko po to, by sprostać kosztom życia i wynajmu, które, jak przyznają, „duszą”.

„Ludzie nie zdają sobie sprawy z poświęcenia, jakie wiąże się z migracją. W Gwinei minimalne wynagrodzenie to 150 euro, a na uniwersytecie czasami profesorowie nawet nie przychodzą na zajęcia. To wszystko popycha cię do wyjazdu z kraju w poszukiwaniu dobrej edukacji, która pozwoli ci się rozwijać” – wyjaśnia María. Dodaje, że podobne sytuacje przeżywają wiele innych osób: „Nie chcemy pomocy finansowej ani żadnych darowizn. Jesteśmy gotowi pracować i budować naszą przyszłość, ale to sam system uniemożliwia nam pójście naprzód”.

Brak perspektyw i rodzinne dramaty

Przeżyte trudności doprowadziły ich do punktu „braku oczekiwań”. Od wyjazdu z kraju nie mogli wrócić. María nie widziała matki od 14 lat, a Marcos stracił bliskich, nie mogąc się pożegnać: „Nasze rodziny pytają, kiedy wrócimy, ale bilety mogą kosztować ponad tysiąc euro. Powrót jest niemożliwy”.

Poza niemożnością legalnej pracy, podpisania umowy, odprowadzania składek na ubezpieczenie społeczne czy dostępu do przyszłych zasiłków, brak zezwolenia całkowicie paraliżuje ich plany życiowe: blokuje procedury, naraża konta bankowe, utrudnia dostęp do mieszkania, uniemożliwia podróże, wstrzymuje dalszą naukę i pozostawia w prawnej próżni, która może ciągnąć się miesiącami, a nawet latami.

„Ten dokument to jak wygrana na loterii”

„Zdobycie tego dokumentu jest jak wygrana na loterii, a nawet lepsza” – przyznają poszkodowani, którzy obawiają się też utraty „tych niewielkich oszczędności”, które posiadają: „A jeśli zamkną nam konta bankowe z powodu tej sytuacji?”. W tym kontekście kierują apel społeczny i domagają się pilnych rozwiązań: „Chcemy tylko pracować. Gdyby instytucje wiedziały, ile możemy osiągnąć dzięki temu zwykłemu papierowi…”.

Teraz, chociaż sceneria jest skomplikowana, zarówno María, jak i Marcos patrzą w przyszłość z determinacją, zdecydowani znaleźć rozwiązanie swojej sytuacji. „Nawet jeśli usłyszymy wiele 'nie’, będziemy szukać tego 'tak’… Jesteśmy przygotowani, by sięgać po wartościowe możliwości. Nowe pokolenie jest bardzo dobrze wykształcone i ma wszystko, co potrzebne, by zmienić rynek” – podsumowują.

Źródło

Przewijanie do góry
Share via
Copy link