kryzys mieszkaniowy wyspy kanaryjskie ceny wynajem 2025

Kryzys mieszkaniowy na Wyspach Kanaryjskich nie słabnie

Boom, który nie chce się skończyć

Trwające od lat trzęsienie ziemi na rynku nieruchomości nie uspokoiło się w 2025 roku. Eskalacja cen postępuje, podaż wciąż się kurczy, a trudności w dostępie do własnego domu pozostają rzeczywistością dla dużej części mieszkańców Wysp Kanaryjskich. Chociaż rynek na wyspach zaczyna wykazywać oznaki wyczerpania po kilku latach doświadczania prawdziwego boomu transakcji nieruchomościowych.

Ceny w dalszym szalonym pędzie

Pierwsza diagnoza, jaką można postawić Archipelagowi, to ponownie niezwykły wzrost cen, zarówno tych mieszkań, które są na sprzedaż, jak i tych przeznaczonych na wynajem. Do września – ostatniego miesiąca, za który istnieją rejestry Rady Generalnej Notariatu – cena za metr kwadratowy sięgała 1921 euro, co oznacza wzrost o 22% w porównaniu z danymi z zeszłego roku. Liczby podawane przez inne specjalistyczne portale internetowe zajmujące się kupnem i sprzedażą nieruchomości są nawet wyższe, choć notariusze już w tym roku ostrzegali, że kwoty, za które mieszkania trafiają na sprzedaż, są zwykle znacznie obniżane przed finalizacją transakcji.

Zmęczenie rynku i spadająca liczba transakcji

Ten zawrotny wzrost, który wydaje się nie mieć końca, zaczyna być jednak już odczuwalny w liczbie zawieranych operacji. Zdaniem ekspertów rynek nieruchomości na Wyspach Kanaryjskich stoi w obliczu gwałtownego hamowania, które zaczęło być odczuwalne już w drugiej połowie 2025 roku. Powody są jasne: do braku podaży, który już wcześniej ograniczał kupno-sprzedaż, ponieważ po prostu nie było wystarczająco domów dla takiej liczby chętnych, dochodzą teraz wygórowane kwoty żądane za nieruchomości. Kwoty całkowicie wykraczające poza możliwości finansowe nie już kilku, ale ogromnej większości Kanaryjczyków.

Kanaryjczycy mają najtrudniej w całej Hiszpanii

Warto przypomnieć, że mieszkańcy wysp są tymi Hiszpanami, którzy mają największe trudności przy zakupie mieszkania. I to nie tylko dlatego, że spotykają się tu z jednymi z najwyższych cen w kraju. Dodatkowo muszą zmierzyć się z zakupem domu, który kosztuje prawie tyle, co na terenach, gdzie mieszkańcy mają znacznie większą siłę nabywczą, ale przy drugich najniższych zarobkach w całej Hiszpanii. Innymi słowy, Kanaryjczycy kupują mieszkania po cenach zbliżonych do tych w Kraju Basków, ale za jedną trzecią mniejszą pensję.

Dochodzi do tego, że mieszkańcy wysp potrzebują prawie dwóch lat pełnego wynagrodzenia, aby zebrać wkład własny na mieszkanie. A gdyby chcieli zapłacić gotówką, musieliby oszczędzać przez dziewięć lat całą swoją pensję. To prawdziwa utopia, ponieważ oznaczałoby to nie wydanie ani centa na jedzenie, benzynę, ubrania czy czynsz przez cały ten okres. A wszystko to dlatego, że domy tak zyskały na wartości, że teraz kosztują o 60% więcej niż dwadzieścia lat temu.

Wynajem: prawdziwa walka na arenie

To, co wciąż nie daje odetchnąć, to rynek wynajmu. Wyspy Kanaryjskie notują cztery lata ciągłych wzrostów, a tylko w 2025 roku wzrost przekroczył 8%. Wysokie ceny i niedobór ofert sprawiły, że poszukiwanie domu na wynajem zamieniło się w prawdziwą bitwę. O każdy lokal, który trafia na rynek, ubiega się średnio 128 osób. Powoduje to, że selekcja stała się bardzo ostra i czasami przypomina casting z trudnymi warunkami.

Boom na alternatywne formy zamieszkania

Kryzys mieszkaniowy rozszerzył z kolei inne formy zamieszkania, które jeszcze nie tak dawno były marginalne. Wynajem sezonowy lub pokojowy przeżywa prawdziwy boom na Archipelagu i w całym kraju. Tego typu oferty wzrosły w tym roku nawet o 20%, a wynajęcie 10-metrowego pokoju może kosztować średnio 400 euro. To rodzaj najmu, któremu rząd centralny chce położyć kres, uważając, że tego typu umowy służą omijaniu ograniczeń nałożonych przez Ustawę o Mieszkalnictwie.

W rzeczywistości 40 000 gospodarstw domowych na Wyspach Kanaryjskich, chronionych przed wzrostem cen przez tę normę zmienioną w 2019 roku, staje teraz, po zakończeniu umów, przed podwyżką czynszu, która może sięgać 2267 euro rocznie.

Perspektywy na przyszły rok? Bardzo ograniczone

W obliczu tej sytuacji perspektywy na drastyczną zmianę w nadchodzącym roku są prawie zerowe. Z jednej strony administracje publiczne, mimo uruchomienia przez rząd centralny i autonomiczny ambitnych planów wprowadzenia na rynek większej liczby mieszkań, oddają do użytku bardzo ograniczoną liczbę lokali publicznych, niewystarczającą do odwrócenia sytuacji. Z drugiej strony prywatni deweloperzy również nie mogą wcisnąć gazu, aby wprowadzić na rynek nowe inwestycje. Brak gotowych pod zabudowę gruntów i biurokracja opóźniają wiele projektów.

Sytuacja ta sprawia, że chociaż w tym roku złożono więcej wniosków o pozwolenia na budowę mieszkań, wzrost ten jest bardzo ograniczony – tylko o 40 więcej w ciągu pierwszych dziesięciu miesięcy roku.

Źródło

Przewijanie do góry
Share via
Copy link