Boom na manicure: wizyta w salonie to misja niemożliwa

Boom na manicure: wizyta w salonie to misja niemożliwa

Sierpniowa misja niemożliwa

Umówienie się na manicure w sierpniu stało się prawdziwą misją niemożliwą. Beatriz Moreno od kilku lat regularnie odwiedza salony paznokci, ale ostatnio przyznaje, że rezerwacja wizyty w jej ulubionych miejscach zamieniła się w serię telefonów bez gwarancji sukcesu. I nic w tym dziwnego.

Branża paznokci przeżywa prawdziwy boom w całej Hiszpanii, a Wyspy Kanaryjskie nie są tu wyjątkiem. Gorączka manicure nie tylko wypełniła terminarzami firmy profesjonalistów działających w tym sektorze od lat, ale także zapełniła ulice archipelagu nowymi salonami.

Od pomysłu do imperium paznokci

Reputacja prostego, dochodowego biznesu wymagającego niewielkich inwestycji początkowych przyciągnęła wielu przedsiębiorców, szczególnie kobiety. Dostrzegły one w kobiecym zamiłowaniu do tego rytuału higieny osobistej zupełnie nową żyłę złota.

Anna Samselska otworzyła swoje pierwsze centrum w centrum handlowym Meridiano w Santa Cruz de Tenerife dziesięć lat temu. “Chciałam wprowadzić coś, co widziałam już w innych krajach i spodobał mi się ten pomysł” – wyjaśnia. Z biegiem lat otworzyła trzy kolejne centra na Teneryfie i Gran Canarii i może zaświadczyć o gwałtownym wzroście popytu.

“Na początku pracowałyśmy bez umawiania terminów. Koncepcja polegała na tym, że klientki przerywały na chwilę zakupy, aby skorzystać z manicure. Ale w pewnym momencie popyt wzrósł tak bardzo, że musieliśmy przejść na system rezerwacji” – podkreśla Samselska.

Liczby, które robią wrażenie

Według danych Krajowego Stowarzyszenia Perfumerii i Kosmetyków (Stanpa), w całej Hiszpanii ponad dziewięć milionów użytkowników regularnie korzysta z manicure. To przekłada się na 40 milionów profesjonalnych usług pielęgnacji i stylizacji paznokci rocznie.

Moreno, 35-letnia pracowniczka służby zdrowia, jest jedną z tych osób, które szukają miejsca w swoim kalendarzu na tę usługę. “Zaczęłam, bo zobaczyłam je u kogoś, spodobały mi się i pomyślałam – dlaczego nie?” – opowiada. Manicure, który kiedyś był przywilejem kobiet o określonym poziomie zamożności, stał się w ostatnich latach znacznie bardziej dostępny, dramatycznie zwiększając popyt.

Stowarzyszenie pracodawców szacuje, że sektor generuje ponad 600 milionów euro rocznie, z czego 350 milionów euro pochodzi bezpośrednio z usług manicure hybrydowego, stanowiącego 45% popytu. Kolejne miejsca zajmują usługi manicure klasycznego i leczenia paznokci (23% popytu), tradycyjny lakier (23%) oraz budowanie paznokci (9%). To ostatnie, mimo że stanowi tylko 9% działalności, generuje ponad 150 milionów euro.

Królewna hybrydowa

Jak pokazują dane, manicure hybrydowy jest bezsprzecznie królową tego typu usług. Właśnie z niego korzysta Irene Medina, choć zaznacza, że nie robi tego przez cały rok, a jedynie w określonych porach. “Traktuję to jako nagrodę, chwilę dla siebie, po której czuję się dobrze i zadbana” – wyjaśnia.

Ma jednak świadomość pułapek tego trendu. “To tworzy uzależnienie, bo kiedy nie masz zrobionych paznokci, ręce nie wyglądają już tak pięknie, a potem musisz chodzić co 20 dni na poprawki” – przyznaje. Profesjonaliści potwierdzają tę obserwację. Stylizacja paznokci to inwestycja czasu i pieniędzy – aby mieć idealne paznokcie, trzeba je odnawiać co najmniej raz na trzy tygodnie.

Szara strefa i profesjonalizacja

Dziś trudno nie znaleźć salonu stylizacji paznokci – zarówno w wielkich centrach miejskich, jak i w dzielnicach i małych gminach w całym kraju. Określenie ich dokładnej liczby nie jest jednak łatwym zadaniem. Do tego dochodzi szara strefa, wciąż bardzo obecna w tym sektorze.

“Wielki boom w tej branży nastąpił pięć lat temu, a teraz co tydzień otwiera się około dziesięciu nowych salonów” – mówi Beatriz Bermúdez, która od 21 lat prowadzi własną firmę zajmującą się paznokciami w La Laguna. Kobieta była jedną z pionierek na Wyspach Kanaryjskich i w ciągu tych dwóch dekad musiała ciężko walczyć o utrzymanie się na rynku.

Obecnie ma stałą klientelę, której profil nie zmienił się zbytnio w ostatnich latach, więc zapewnia, że jej biznes nie został zagrożony przez nowe salony. “W końcu dostosowujesz sposób pracy do klientów, a moi to nie ci, którzy szukają najtańszej opcji, ale profesjonalnej i dobrze wykonanej pracy” – wyjaśnia.

Bermúdez ubolewa, że szara strefa opanowała sektor i jest wielu “pseudoprofesjonalistów” pracujących w domach. “Oglądają filmiki w mediach społecznościowych i myślą, że już wszystko wiedzą, ale to nieprawda. Aby pracować w tym sektorze, trzeba przejść odpowiednie szkolenie i stale się dokształcać” – tłumaczy.

Nie zgadza się też z poglądem, że sektor to “kura znosząca złote jaja”. “To nigdy nie było prawdą” – podkreśla. Przyznaje, że założenie centrum nie wymaga nadmiernych kosztów, bo można zacząć od podstaw i rozwijać się, ale aby było opłacalne, potrzeba znacznie więcej niż znajomość technik zdobienia paznokci. “Musisz mieć wiedzę, umieć prowadzić biznes tak, żeby był rentowny, wiedzieć, ile musisz zarobić na godzinę w zależności od kosztów. To nie jest takie proste. Każdy może otworzyć salon – skomplikowane jest jego utrzymanie” – podsumowuje.

Potęga franczyz

Poza nieformalną częścią rynku, Stanpa szacuje istnienie 26 000 wyspecjalizowanych placówek w Hiszpanii, obejmujących salony fryzjerskie, centra urody i lokale poświęcone wyłącznie paznokciom. Spośród nich, według firmy konsultingowej Torno, franczyzy stanowią już ponad 2200 punktów, przy czym Madryt, Andaluzja, Katalonia i Wspólnota Walencka skupiają 70% wszystkich placówek.

“To obszary o największej gęstości zaludnienia, możliwościach konsumpcyjnych i atrakcyjności turystycznej” – wyjaśnia Andrés Álvarez Olmedo, rzecznik firmy doradczej.

Przykładów spektakularnej ekspansji nie brakuje. Hello Nails, założona w Barcelonie w 2018 roku przez Belén Aventín i Noelię Gómez, stała się jedną z najbardziej rozpoznawalnych sieci. Rok 2024 zamknęła ze 190 lokalami i obrotami na poziomie 40 milionów euro – o 34% więcej niż rok wcześniej. W tym roku planuje otworzyć kolejne 40 salonów i rozpocząć ekspansję międzynarodową.

Nails Factory, pionier branży po debiucie w Hiszpanii w 2005 roku dzięki Yolandzie Beltrán, ma obecnie ponad 175 centrów. Z kolei D-uñas, założona w 2006 roku w Maladze przez Mery Oaknin i Sandrę Benzaquén, stała się jedną z najstarszych firm z ponad 200 salonami na świecie, z czego 58 w Hiszpanii.

Dla Anny Samselskiej model franczyzowy może być dobrą opcją, pod warunkiem dbania o utrzymanie tej samej jakości usług i przestrzegania identycznych wytycznych co w głównym biznesie.

Społeczny wymiar trendu

Wyjaśnienie spektakularnego rozwoju branży tkwi w samym popycie oraz w sektorze perfum, kosmetyków i higieny osobistej, który tylko w 2024 roku wzrósł o 12,4% – cztery razy więcej niż średnia dla hiszpańskiej gospodarki. “To odzwierciedlenie społeczeństwa, w którym dobre samopoczucie i higiena osobista stają się coraz ważniejszymi wartościami” – wyjaśnia stowarzyszenie pracodawców.

Hiszpański przemysł kosmetyczny przekroczył na rynku próg 10 400 milionów euro. W ciągu ostatnich czterech lat po pandemii jego udział w PKB wzrósł z 0,9% do 1,03%.

Ekspansji tego biznesu nie można zrozumieć bez jego społecznego wymiaru, który sprawił, że manicure stał się rytuałem dbania o siebie i budowania poczucia własnej wartości. “To nie tylko gest estetyczny – dla wielu kobiet to mini luksus emocjonalny, usługa, która za stosunkowo przystępną cenę zapewnia dobre samopoczucie i poczucie kontroli” – wyjaśnia Beatriz Gil, psychoterapeutka specjalizująca się w poczuciu własnej wartości i przywództwie.

To zjawisko kulturowe: “Żyjemy w szybkim społeczeństwie i nawet dobre samopoczucie szukamy w wersji ekspresowej. Szybki, niedrogi manicure wpisuje się w tę logikę, podobnie jak kawa na wynos. To odzwierciedlenie tego, jak dostosowaliśmy nawet rytuały pielęgnacyjne do tempa współczesnego życia” – podsumowuje.

Ekonomia pięknych paznokci

W przypadku manicure powtarzalny charakter usługi (od trzech tygodni do miesiąca) sprawia, że to biznes o niskich barierach wejścia i szybkim zwrocie inwestycji. Olmedo wyjaśnia, że początkowa inwestycja w otwarcie franczyzy wynosi od 25 000 do 35 000 euro, z okresem zwrotu od 12 do 24 miesięcy i średnią rentownością od 15% do 25%.

“To przystępny model dla osób szukających samozatrudnienia, ale wymaga osobistego zaangażowania. To nie jest biznes, który można oddelegować” – podkreśla rzecznik.

Ekspansji franczyz towarzyszy postępująca profesjonalizacja sektora, co jest objawem rosnącej branży generującej według Stanpa już 43 000 miejsc pracy. Jeśli chodzi o wynagrodzenia, zgodnie z Układem Zbiorowym dla Fryzjerów, Kosmetyczek i Centrów Urody Katalonii 2024-2026, kategoria zawodowa manikiurzystki należy do grupy IV z gwarantowanym wynagrodzeniem 1134 euro brutto miesięcznie w 14 wypłatach, czyli nieco ponad 15 800 euro rocznie.

Wyzwania rosnącej branży

Według kilku manikiurzystek, z którymi przeprowadzono rozmowy, to bardzo niskie kwoty za wymagającą pracę pod względem godzin i obsługi klienta. “Tempo wymagane przez franczyzy przy tych warunkach jest nie do przyjęcia” – przyznają. Dlatego samozatrudnienie stało się marzeniem wielu z nich.

Problem w tym, że zbyt często nie można znaleźć profesjonalistów wystarczająco przygotowanych do pracy. Tak twierdzi Miguel Saavedra, partner Yureny Rodríguez, z ponad 20-letnim doświadczeniem i centrum Nails Bars w Las Palmas de Gran Canaria.

“Nie ma prawdziwych profesjonalistów od paznokci. Robią kurs i po trzech dniach chcą założyć własną firmę, a to tak nie działa. Paznokcie to sztuka, jak malarstwo czy ceramika” – ubolewa. Z tego powodu podkreślają trudności ze znalezieniem odpowiednich kandydatów do pracy. “Żeby stać się lepszym, trzeba stylizować paznokcie codziennie przez trzy lub cztery lata”.

Dodaje, że to dla niego frustrujące, bo gdyby miał więcej wykwalifikowanych pracowników, “moglibyśmy wypełnić ich harmonogramy, ponieważ popyt jest ogromny”. Saavedra zwraca uwagę, że w ich centrum pierwszy wolny termin jest za miesiąc – i to tylko dlatego, że ktoś odwołał wizytę. “Mamy klientów, którzy od razu rezerwują terminy na cały rok. To szaleństwo” – mówi.

Przyszłość branży

Jeśli chodzi o to, czy boom na paznokcie ma jeszcze potencjał wzrostu, branża jest przekonana, że tak. I to pomimo faktu, że wraz ze wzrostem wszystkich kosztów profesjonaliści stopniowo podnoszą swoje ceny każdego roku. Mimo to nie stracili żadnych klientów.

Branża paznokciowa przeżywa swój złoty wiek, podczas gdy jedni próbują wskoczyć na falę sukcesu, inni walczą o utrzymanie swojej pozycji w sektorze o coraz ostrzejszej konkurencji.

boom na manicure

Źródło

Scroll to Top
Share via
Copy link